Kocham… wprost uwielbiam słuchać, kiedy moje dzieci rozmawiają ze sobą, lub podpytują dorosłych o coś, co je w danym momencie zainteresowało.
Prostym tematem była u mnie ostatnio czekolada. Kiedy ją wspólnie robiliśmy, tłumaczyłam im, że babcia (moja mama), robiła nam kiedyś taką czekoladę, bo w sklepach nic nie było.
Ciężko im było to zrozumieć. Wszak żyją w czasach, gdzie półki sklepowe uginają się od wszelkich produktów i zwyczajnie nie mają świadomości jak było kiedyś.
Pamiętam, kiedy mieliśmy z bratem po sześć, może siedem lat, jak odkryliśmy w pawlaczu ukrytą w kartonie galaretkę w cukrze. Była to galaretka, którą mama kupiła bardzo okazyjnie (koleżanka, która pracowała w sklepie dała jej znać, że zbliża się termin ważności i tym sposobem nabyła cały karton). Pamiętam jej zdziwienie, kiedy mieliśmy gości i mama z ogromnym trudem próbowała wyjąć to pudełko (to było na prawdę wysoko dla kogoś dorosłego… my podstawialiśmy krzesło, na krzesło taboret… brat trzymał konstrukcję, a ja szabrowałam). Kiedy jej się to udało, usłyszała ode mnie, że osiem jest Pawła – mojego brata, a 6 moich :-D.
Nie powiem, żebym tęskniła za tymi czasami, ale sentyment jednak mam i też lubię słuchać tych wszystkich zabawnych historii dotyczących mojego dzieciństwa :-).
Pozdrawiam i miłego dnia!
A smak tej galaretki będziesz długo pamiętać <3