Uwielbiam wspominać moje dzieciństwo. Nie wiem kto bardziej… ja, czy moje dzieci, które regularnie proszą, abym opowiedziała im ciekawe przygody z dawnych czasów.
Wakacje zwykle spędzaliśmy u rodziców mamy. Uwielbialiśmy z bratem ten czas, bo zawsze było co robić…
Podstawą dnia było chodzenie na pastwisko poić krowy 🙂
Poza tym wyprawialiśmy najróżniejsze głupoty, o których babcia nigdy się nie dowiedziała, bo chyba dostałaby zawału.
Podczas zabawy w chowanego, zdarzało się nam ukrywać na dachu szopy. Nie było nisko, wierzcie mi :-). Strych, to była nasza wyspa skarbów… Wszystko co stare, było ciekawe i dzięki temu zawsze potrafiliśmy wymyślić interesującą zabawę. Pomijam wbity w rękę gwóźdź czy całonocne wymioty, bo się akurat najadłam czereśni z pestkami :-P.
Rano babcia nalewała nam wody ze studni do wielkich balii, żeby się zagrzała. W południe pluskaliśmy się w tej wodzie, która niejednokrotnie nie była w stanie się dobrze ogrzać. Zwykle mój kochany brat Paweł z zimna miał sine usta i dzięki niemu musieliśmy wychodzić co chwilę, żeby się ogrzać :-).
To były na prawdę cudowne czasy. Życie było prostsze, rodzice mniej zestresowani. Babcie i dziadkowie mieli czas dla wnuków i rodziny… Człowiek wracał z takich wakacji strzaskany słońcem, wypoczęty i szczęśliwy…
Rozmarzyłam się… 🙂
Miłego dnia!